Przez wiele lat podziwiałam Upiora w operze Andrew Lloyda Webbera za piękno kompozycji. Jednocześnie dość niechętnie do tego musicalu wracałam. Nie zastanawiałam się jednak nad przyczynami tej niechęci, uznając, że widocznie nie odpowiada mi stylistyka rodem z XIX-wiecznej powieści grozy. Kiedy jednak założony na okoliczność pandemii koronawirusa internetowy kanał „The Shows Must Go On!” przypomniał słynne inscenizacje Upiora… i Love Never Dies, wróciłam do historii nieszczęsnego Upiora, by przekonać się, co z nim „nie tak”.

Zamknięcie teatrów i kin z powodu pandemii sprawiło, że masowo zaczęliśmy oglądać spektakle, filmy i spotkania z artystami online. Dzięki zwiększonej dostępności materiałów audiowizualnych sięgam po tytuły, po które w normalnych warunkach bym nie sięgnęła lub które wiecznie odkładałabym na później. Tak właśnie było z Webberowskim Upiorem w operze1 i stworzonym na jego motywach musicalem Love Never Dies2, rozgrywającym się dziesięć lat po wydarzeniach ukazanych w Upiorze… Po raz kolejny, po wieloletniej przerwie, oglądałam Upiora… z zachwytem dla kunsztu kompozytorskiego i wykonawczego – a jednocześnie z rosnącym z każdą minutą zażenowaniem. I tym razem wiem dlaczego.

Upiór w operze, fotos z filmu Joela Schumachera, materiały prasowe Monolith Films
„Upiór w operze”, fotos z filmu w reż. Joela Schumachera (materiały prasowe Monolith Films)

 

Stereotypizacja kobiet

Obraz kobiet w Webberowskim Upiorze… jest czarno-biały. Protagonistka, Christine, to uosobienie ślicznej laleczki, którą mężczyzna chce mieć, tzn. całkiem dosłownie posiąść na własność. Antagonistka, Carlotta, to z kolei marudny, obrażalski babsztyl, którego się nie znosi. Aktorka wcielająca się w jej rolę zawsze jest krzykliwie ubrana i umalowana, a w niektórych inscenizacjach ma także nadwagę, co w tym wypadku jest synonimem brzydoty. Między tymi dwoma biegunami – młodą, dziewiczą Christine, a pretensjonalną, irytującą Carlottą – nie ma miejsca na żadne szarości i półtony. Pozostałe kobiety w fabule Upiora… są w zasadzie tylko statystkami, nie pełnowymiarowymi postaciami.

Upiór w operze, fotos z filmu Joela Schumachera, materiały prasowe Monolith Films
Kapryśna Carlotta (Minnie Driver) w filmie Joela Schumachera (materiały prasowe Monolith Films)

 

Toksyczni mężczyźni

O względy początkującej śpiewaczki operowej, Christine, zabiegają dwaj toksyczni mężczyźni. Bohaterka znajduje się między młotem a kowadłem. Jej tajemniczy nauczyciel śpiewu, czyli Upiór – ukazany w musicalu jako czarny charakter – to nie tylko przemocowiec z obsesją kontroli, ale też stalker, porywacz i morderca. Kobiety (baletmistrzyni Madame Giry i sama Christine) usprawiedliwiają jego zachowanie trudnym dzieciństwem, kalectwem oraz faktem, że Upiór jest muzycznym geniuszem, więc nadużycia, których się dopuszcza, należy tolerować dla dobra sztuki. Fabularną przeciwwagę dla postaci Upiora pozornie stanowi Raoul – typowy musicalowy obiekt westchnień, czyli młody, elegancki wicehrabia, zakochany z wzajemnością w Christine. Pod maską amanta kryje się jednak egoista, który zamiast chronić swą ukochaną, świadomie naraża ją na niebezpieczeństwo, gdy chcąc schwytać Upiora, każe Christine pełnić rolę przynęty. Różnica między czarnym charakterem a bohaterem pozytywnym wcale nie jest tak duża, jak mogłoby się wydawać.

 

Uprzedmiotowienie

Nie bez powodu nazwałam Christine „laleczką”. Główna postać kobieca w musicalu Lloyda Webbera jest zaledwie zabawką w rękach dwóch mężczyzn, którzy usiłują wyrwać ją sobie nawzajem z rąk. Jest przez nich ceniona za urodę, głos czy młodzieńczą niewinność, ale ani Upiór, ani Raoul nie liczą się z jej zdaniem. Raoul świadomie postępuje wbrew woli Christine, ignorując jej prośby i zmuszając ją do ryzykownego występu, Upiór z kolei dopiero w scenie finałowej pozwala Christine postąpić tak, jak ona sobie tego życzy.

Upiór w operze, fotos z filmu Joela Schumachera, materiały prasowe Monolith Films
Upiór (Gerard Butler) i Christine (Emmy Rossum) w filmie Joela Schumachera (materiały prasowe Monolith Films)

 

Rażące dysproporcje

W sztuce Lloyda Webbera kobieta jest bez mężczyzny nikim. Poznajemy Christine jako córkę słynnego muzyka i uczennicę genialnego kompozytora. Gdyby nie ci dwaj mężczyźni, nie miałaby szansy zaistnieć jako solistka – mimo ewidentnego, spektakularnego talentu. Choć akcja musicalu toczy się wokół postaci kobiecej, kobiety są tu właściwie nieobecne. Myrna Waldron recenzując ekranizację Upiora… z 2004 roku pisze: „Niestety scenariusz nie zdaje w pełni testu Bechdel3; w tych nielicznych przypadkach, gdy bohaterki rozmawiają ze sobą, tematem zawsze jest Upiór”4.

 

***

 

W Love Never Dies, czyli wariacji na temat Upiora… dziesięć lat później, Christine nadal sprowadzana jest do roli zabawki, o którą biją się dwaj chłopcy; nieświadomie staje się nawet przedmiotem zakładu Upiora i Raoula. Jednak wszystkie trzy główne postaci zyskują tu nowy rys. Raoul jest skompromitowany jako alkoholik i hazardzista na utrzymaniu żony. Dawny amant sam zastanawia się, dlaczego właściwie Christine jeszcze od niego nie odeszła. Upiór wprawdzie nadal stosuje swoje praktyki zastraszania, szantażowania i osaczania, ale jego rozterki i problemy wydają się nieco bardziej ludzkie. Christine z kolei posiada wreszcie minimum sprawczości. Widzimy w niej zranioną kobietę, którą zawiedli obaj mężczyźni jej życia, lecz ona mimo wszystko stara się przetrwać, wyżywić rodzinę i utrzymać ją w komplecie. W finale to do niej należy ostatnie słowo i decyzja mająca znaczący wpływ na dalszy los jej syna. Gdyby więc pokusić się o ocenę obu musicali wyłącznie na podstawie charakterystyki postaci, szala przechyliłaby się na korzyść Love Never Dies jako sztuki z postaciami z krwi i kości.

 

Jak zachwyca, jeśli nie zachwyca

Upiór w operze i Love Never Dies są żywym obrazem tego, jak bardzo zestarzała się historia, której literackim pierwowzorem jest napisana na początku XX wieku powieść gotycka Gastona Leroux. Co prawda w roku 2020 wciąż nie dla każdego jest oczywiste, że stalking to przestępstwo, a porwanie nie jest komplementem. Jednak jestem przekonana, że nie ja jedna zaczęłam dostrzegać nieprzystawalność tej fabuły do dzisiejszych standardów obyczajowych. Świadomość tego, jak bardzo toksyczne wzorce męskości i kobiecości serwuje nam Upiór…, nie wyklucza zachwytu samym dziełem: muzyką, tekstem, inscenizacją. Co do fabuły – mnie nie zachwyca, ale potrafię sobie wyobrazić, że niektórych widzów zachwyca. I nie ma w tym nic złego, tylko – jak to mówią w amerykańskich filmach – nie próbujcie tego w domu.

29 kwietnia 2020

1 17 kwietnia 2020 na kanale YouTube „The Shows Must Go On!” zaprezentowano nagranie jubileuszowego występu The Phantom of the Opera w Royal Albert Hall w Londynie (2011) z Raminem Karimloo w roli Upiora i Sierrą Borgess jako Christine.

2 24 kwietnia 2020 na kanale „The Shows Must Go On!” udostępniono nagranie spektaklu Love Never Dies z Regent Theatre w Melbourne (2011) z Benem Lewisem wcielającym się w postać Upiora i Anną O’Byrne w roli Christine. W roku 2012 nagranie to wydano na DVD.

3 Test Bechdel (test Bechdel-Wallace) – zaproponowana w 1985 roku przez rysowniczkę Alison Bechdel metoda mierzenia obecności kobiet w utworach literackich i audiowizualnych. Aby utwór przeszedł pomyślnie test Bechdel, muszą pojawić się w nim co najmniej dwie znane z imienia postaci kobiece, które przynajmniej raz prowadzą ze sobą rozmowę nie o mężczyznach. Pod adresem bechdeltest.com można przeglądać i współtworzyć listę popularnych filmów opisanych pod kątem ich zgodności z kryteriami testu Bechdel.

4 Myrna Waldron, Women and Gender in Musicals Week: „Phantom of the Opera”: Great Music, Terrible Feminism, Bitch Flicks, 26.09.2012, dostęp 27.04.2020.